Ariana | Blogger | X X
  • Liczba postów
  • Liczba komentarzy
  • Wyświetlenia

Obserwuj!

Twój tekst


2.10.24

Ostatni post w starym domu 02/10/24

 10:39

Jak zwykle piję kawę na mleku roślinnym, siedząc przy biurku i..

nie mogę uwierzyć, że jest to już ostatni post w moim pokoju i domu rodzinnym. Nie czuję nawet nostalgii.

Czuję jedynie radość i ulgę, że to już za mną. Ten rok był straszny, moja własna rodzina doprowadziła mnie do zażywania seronilu, wizyt u psychologa, psychiatry i psychodietetyka. 

Mam nadzieję, że już nigdy tutaj nie wrócę. 

Za to czuję jak wracam do siebie. Do mojego dietetycznego jedzenia, ćwiczeń i mojej rutyny. Wreszcie po tych 6 latach wracam do siebie. Wracam do Any. Bo to zawsze był mój jedyny prawdziwy dom. 

Trzymajcie za mnie kciuki, proszę.

Na dniach napiszę notkę z tym wszystkim co się działo, dla siebie. Żeby w chwilach zwątpienia do niej wracać i już nigdy tutaj nie wrócić.


7.6.24

07/06/22 10:58

 Daje update co u mnie, żeby potem móc do tego wrócić.

Od listopada do maja miałam wykupioną współpracę z dietetyczką i naprawdę wypracowałam ogromne postępy z kompulsywnym objadaniem się. Jednak wciąż ten problem pozostał. Głównie wieczorami bądź przy jakiś większych zawirowaniach życiowych. Tak mogłabym przejść na dietę 1000 kcal, ale naprawdę chcę to zamknąć i w tedy wracam do any.

Aktualnie mam miesiąc przerwy z dietetyczką, który chyba przedłużę do dwóch.

Wczoraj byłam u drugiego psychiatry w związku z kompulsywnym objadaniem się, oczywiście prywatnie. I naprawdę tragedia.. Wiecie jaką dostałam radę na wyjście z napadów? Żebym sobie kogoś znalazła, ożeniła się i miała dzieci, to to mnie uleczy. I za to zapłaciłam 250 zł.. Myślałam, że wciskania depresji, jak u poprzedniej psychiatry, gdzie nie mam żadnych objawów już nic nie przebije, ale jednak.

Na 17.06 mam wizytę u psychodietetyk w Ogólnopolskim Centrum Zaburzeń Odżywienia we Wrocławiu. I aż przeraża mnie skala nadziei jaką pokładam w tym miejscu. 

Moja matka w końcu po tych wszystkich latach zaburzeń odżywienia zaakceptowała fakt ich istnienia. Tylko, że teraz to już trochę za późno. 

Całe szczęście terapia z psycholog działa, ale bardzo powoli. 

Nie mogę się doczekać kiedy wrócę do any i do Was. Naprawdę tęsknie za tym miejscem i mam nadzieję, że znowu będziemy bardziej aktywni. 

Zresztą sądzę, że moda na wychudzone sylwetki powoli, powoli do nas wraca. 

Jedyne z czego się cieszę to moich genów i metabolizmu, bo przy tak potężnych napadach moja waga nie przekracza 54kg. To i tak za dużo, ale lepsze to niż 10 kg więcej i typowe sylwetki przy takich zaburzeniach. 

Kompletnie nie czuję tego bloga. Nie jestem z nim jakoś związana, mój poprzedni blog kojarzy mi się o wiele lepiej, ale znowu już nie utożsamiam się z tamtejszą nazwą, ech. 

Spinam się z walką o zakończenie tych cholernych napadów i wracam do Was. Trzymajcie się!

22.10.23

22/10/23 12:32 powrót grubasa

 Odważyłam się wejść na wagę o 11:52

Moja waga to 55,8.

A waga mojej matki to 54,6.

Obie jesteśmy po jedzeniu i to jak zwykle ona jest chudsza. 

Od poniedziałku miałam się zgłosić do psychodietetyka, ale szczerze mówiąc to boję się, że  na tej nauce jedzenia tylko przytyję a z taką wagą jest to totalnie nie do zaakceptowania. 

Do czerwca przyszłego roku musi być conajmniej te 4 kg mniej. Całe szczęście, że jest już zimno i nie trzeba nosić krórkich spodenek. 

Swoją drogą te obecne rozmiarówki to dramat. Niby mieszczę się w 34, 36 jest luźne, a w 32 wejdę. Ale do czego to prowadzi? Do niemal 56kg... Aż mam ciary przerażenia. 

Został mi tydzień urlopu i nie ma, że zdrowa dieta to, tamto. Na mnie to nie działa. Od jutra wracam do HSGD i zaczynam od 800 kcal, a dzisiaj do końca dnia herbaty, woda ( o której ostatnio zapomniałam..-kurtyna) i ewentualnie kawy z mlekiem.

Chce mi się po prostu płakać!

Wczoraj 1h ćwiczeń na macie, dzisiaj też musi wpaść conajmniej 1h!


27.6.23

27/06/23 wolny wtorek

 13:27

Dzisiaj wstałam o 7:50, jest troszeczkę lepiej niż w niedzielę. Ale dalej nie jestem zadowolona, bo naprawdę chciałabym wstawać o tej 6:00 w dni wolne. Z plusów, to wczoraj wieczorem po powrocie do domu ok 18:00 i ogarnianiu się woczorem nie przejadłam się tylko dlatgo, że ''juyto wolne to mogę'' tylko naprawdę jadłam normalnie. Z minusów nie wykorzystałam tego, że mam wolne następnego dnia i nie ćwiczyłam. Wczoraj wpadło tylko 9 190 kroków i ok 40/50 minut hula-hop.

Dzisiaj rano ok 11:00 na śniadanie zjadłam pół kostki sera chudoego, pół dużego avocado, cały dużuy pomidor malinowy i pół ogórka kiszonego. Teraz ok 13:30 wypiłam ''kawę'' z biedronki, a raczej napój kawowy z lodówki ok (170kcal). I nic nie zrobiłam oprócz hula-hop ok 1h, drzemek i tiktoka. 

I to jest właśnie mój problem. Ja do odpoczynku potrzebuję totalnego nic nie robienia, ale psychicznie wykańcza mnie świadomość braku produktywności jak w dniach pracujących- jestem prawie cały dzień poza domem, cały dzień zajęta, doskwiera mi brak czasu, ale dieta idzie świetnie, zmuszę się do ćwiczeń choćbym miała zdechnąć, ale w dzień wolny relaksuje mnie tylko to '' nic nie robienie'', które mnie stresuje (co za paradoks). Z drugiej strony jeśli się zawezmę to mam idealny produktywny dzień na wolnym i potem jestem już tak zmęczona do końca tygodnia pracującego, że prędzej czy później i tak czeka mnie ten cholerny napad. Bo tylko kiedy się objem to już nic nie robię, bo w tedy zamiast wyrzutów sumienia z powodu nic nie robienia  zabijają mnie wyrzty suemienia z powodu jedzenia.

Jestem już mocno głodna i nie bardzo wiem, co mam zjeść szczerze mówiąc. 

Ach, niedziela zakończyła się ogormnym żąrciem słodyczy oczywiście. Wytrzymałam do 18:30. 

Do potem.

kolejny dzień, 17:24

Chyba nie muszę dodawać, ze wczorajszy wolny dzień skończył się mega żarciem. Jeszcze gorszym niż w niedzielę. Nie mam pojęcia dlaczego w dni pracujące jem jak normlny człowiek, a nawet za mało, a w wolne dni zjadam wszystkie słodycze i pół chleba w pół dnia.

Do niedzieli. 

25.6.23

25/06/23 wolny dzień, niedziela

 12:16

W nocy słabo spałam, pół nocy przesiedziałam na telefonie. Ostatecznie wstałam o 8:10. Wpilam kawę, pokręciłam hula-hop ok 30 min. Potem za 20 minut miał zacząć się koncert online, który chciałam obejrzec. więc na szybko zjadłam 1 banana i pół jogurtu naturalnego. Teraz jestem już mega głodna. 

Waga z rana to 54,2. Aż wyć się chce. 

14


Mam nadzieję, że uda mi się tu pisać cały dzien. 

13:10

Garsc czeresni, 1 kromka chleb a żytniego, pół mozarelli light, pół pomidora, 1 zabeek cczosnku, wiórki czekoladowe z fantazji bez jog, 1 jajko na twardo, 5x łyżeczka miodu nisko słodzonego, kalafior różyczka x3, 1 jabłko , pół loda loda martello kanapkowy śmietankowy (92k)

Przegladalam tiktoka spałam, teraz wstałam i znowu jestem glodna (15:39)

23.6.23

23/06/23

 12:38

Na wadze 54,5. Za dużo. 

Niby zdaję sobie sprawę, że dzięki mojej budowie wyglądam ''chudo'', noszę xs i s. A w xxs i tak się wcisnę. Od każdego wokół ciągle tylko słyszę, aleś Ty chuda, a tyle jesz. Ale ja tęsknię za moim ciałem kiedy ważyłam 50kg. W tedy to było dla mnie za dużo, ale teraz wiele bym oddała, żeby do tego wrócić. 

Niestety jedzenie intuicyjne u mnie nie działa, bo waga ani drgnie. 

Nie mam wyjścia i muszę wrócić do liczenia kalorii, niestety. 

Obym w niedziele kiedy tutaj napiszę zobaczyła na wadze mniej. 

Trzymajcie się.

21.10.22

21/10/22

 14:19

Odzywam się tutaj pod koniec mojego dwutygodniowego urlopu. Zostały mi niecałe trzy dni. I chyba wreszcie zrozumiałam o co chodzi z moim objadaniem się. Może to cały czas była zła diagnoza.

Zawsze kiedy się objadam, dosłownie leżę w łóżku, nie sprzątam, teraz doszło nawet do tego, że czasami zaniechałam nawet zwykłego mycia się (o zgrozo). Ciężko było mi nawet pozbierać myśli w jedną sensowną całość, a co dopiero wstać i zrobić cokolwiek produktywnego. Dzisiaj w końcu wstałam i czuję jakby to był początek mojego nowego życia. Jednak muszę też się powstrzymywać, żeby nie wsiąść w auto i nie jechać na zakupy, bo na to mam ochotę. 

Naprawdę nigdy już nie chcę dopuścić do tego stanu. 

Żeby zdrowo funkcjonować, muszę codziennie ogarniać te podstawowe sprawy jak trening, self-care, jakieś ogarnięcie domu i gotowanie posiłków. Bo niestety zauważyłam, że brak gotowania też straszliwie mnie psychicznie deprecjonuje. 

Jestem tak wyczerpana po tych tygodniach egzystowania, jak nigdy nawet po najcięższych i najbardziej zawalonych tygodniach.

Myślę też, że w miarę jak wyszłam z niedowagi i moje ed w miarę ucichły pojawiło się coś gorszego. Coś jak to co opisałam wyżej. Nie wiem za bardzo jak sobie z tym poradzić, bo nie mam ani pieniędzy na psycholog, na nfz nie ma mowy.

Pojawił się też okres i stąd nagły wzrost wagi. Obym do poniedziałku zobaczyła chociaż pół kilo mniej.

Całe szczęście z poziomu początkującego w treningach nareszcie wchodzę na ten średniozaawansowany. 

Mam nadzieję, że częściej będę tutaj zaglądać.