7:26
Ciągle myślę o dalszym robieniu tej matury. Myślę o tym w kategorii marzenia, spełnienia i celu i tej pustki którą się czuję, bo czegoś Ci brak. Racjonalnie wiem, że podjęłam dla mnie bolesną, ale dobrą decyzję z zawieszeniem tego na czas nieokreślony.
To co mnie boli to to, że kiedy wciąż mówię do matki o tym, że raczej z tego zrezygnuje ona mówi do mnie: ''rób jak chcesz, nie moja sprawa.'' Czyli standardowa wyjebka, tak jak całe życie, ale.. jej mowa ciała, samo zacisaknie szczęki itp jasno wskazują na to, że ona nie chce żebym ja to kontynowała! Bo chodzi o pieniądze, bo tutaj mówi ''rób jak chesz z maturą'', a za chwilę jęczy o tym, że lodówka i drzwi do wymiany. Przecież ja o tym doskonale wiem! Naprawdę nie potrzeba mi tego tysiąc razy powtarzać. To ja się dokładłam do jej auta, to ja dałam więcej kasy na kupno nowej pralki i pewnie to ja dam więcej kasy na nową lodówkę i drzwi (oby tylko nie całość). Bo ona nie zmieni tej swojej cholernej pracy, gdzie gówno jej płacą. Bo za bardzo się boi, bo trzeba mieć choć krztę pewności siebie i swoich umiejętności, zeby się na taki krok zdecydować.
Przeraża mnie to jak ja mogłam przez tyle lat ją podziwiać i jeszcze jej bronić. Skoro ona i tak jest broniona przez wszystkich. Jak mogłam żyć z takimi klapkami na oczach?
I dokskonale wiem, że ona poczuje ulgę i może radość, kiedy w końcu się dowie, że nie będę kontunować nauki. Nasuwa mi się tylko jedno. Szmata!
I tak jestem pewna, że ona też ma ed. Jakiś czas temu przytyła i wyglądała tak jak większość kobiet w mojej rodzinie. Teraz znowu schudła. Nie chce mi się na razie tego opisywać jak ona je i całej tej otoczki, może kiedyś. I mam taką motywację, żeby być jeszcze chudszą od niej! Chociaż racjonalnie wiem, że to ja jestem zgrabniejsza, ale nie chudsza. Spoko, będę. Mam teraz- dzięki niej czas. Jeśli schudnę do mojej starej wagi, ona znowu będzie płakać. Teraz już wiem, że to nie łzy troski, a zazdrości. W żadną troskę z jej strony już nie uwierzę. Ona jest w ogóle do tego zdolna?
Moja jedna koleżanka też jest aktualnie na diecie pudełkowej 1500 kcal, ja niedługo zacznę, więc G. pewnie pójdzie za mną. I w sumie spoko.
Kiedyś chyba Panna A. poruszyła temat zapalników na napad. I u mnie są to definitywnie rurki z kremem. Wstyd, ale to właśnie zawsze rujnuje moją dietę. Cała reszta może nie istnieć. Ma ktoś z Was może jakiś sposób jak się ich konkretnie pozbyć? Sama myślę, że to dlatego, że być może jem zbyt mało tłuszczy. Od lat nie jem mięsa, a smażyć na oleju, dodwać zdrowych tłuszczy do surówek itp też się po prostu panicznie boję, czystego masła nie tykam, ze względu na ten tłuszcz. A te rurki z kremem mają bardzo wyskoą zawrtość tłuszczy. I wiem, że to bez sensu, że boję się samego masła w kostce, ale rurek z kremem gdzie to masło też jest już nie, ale tak jest. Jak mogłabym zerwać z tymi cholernymi rurakmi? Bo ja już tracę nadzieję.
Zaraz muszę dzwonić do pracy i prosić o zmianę grafiku, a potem na 15:00. I całe szczęście, przynajmniej tyle spokoju dla mnie.
Trzymajcie się!
*już mi trochę lepiej po ten notce, gdzie wylałam swoją wściekłość.
PS.: wie ktoraś z Was co z Olcią? Olcia jeśli to czytasz, to strasznie mi tęskno za Twoimi wpisami!